74 851-56-53

Najnowsze Zdjęcia

Prowadzący

Tomasz Dajewski

Mim, reżyser ruchu scenicznego, wykładowca w Policealnym Studium Aktorskim MMIDROM we Wrocławiu, warsztaty z zakresu ruchu scenicznego

Juliusz Chrząstowski

Twórca projektów edukacyjnych, aktor Teatru Starego w Krakowie, warsztaty z zakresu aktorstwa

MY GRAMY - TY GŁOSUJESZ

" RADY PANA OJCA " Andrzej Błażewicz

od autora :  

W dzisiejszych czasach homoseksualizm został obdarty ze swej intymności, przeniesiony w sfery politycznych potyczek i ideologicznych, pustych haseł. "Rady Pana Ojca" to historia o niepewnej, niesprawdzonej i nie do końca chcianej drodze. Zagubieniu tożsamości, rozpaczy ludzkiej duszy. Opowieść o próbie akceptacji swojej osobowości i nieustannej z nią walki.

 

Występują:
-OJCIEC
-SYN
-PROFESOR
-PŁYWAK
-DZIEWCZYNY
-WIKARY

Wskazówki dotyczące gry oraz reżyserii:

1)Cały spektakl przepełniony powinien być przytłaczającym napięciem, mającym na celu swego rodzaju wybicie widza z rytmu, wytworzenie u niego czegoś na kształt niezdrowego lęku. Kameralna scena byłaby znakomita. Bliskość aktora z widzem (tak zwane zaglądanie w oczy) wskazana. Scena raczej nie rozciągnięta ale skupiona, tak by koncentracja widza odnosiła się do centrum akcji.

2)Osoby o których kolejno opowiada SYN można pojmować dwojako. Na potrzebę dramatu zostali oni uznani jako bohaterowie i są postaciami grającymi, acz można je traktować jako postaci w rzeczywisty sposób nie biorące udziału w akcji, co stwarza ciekawe możliwości dla aktora, który może odegrać swoje imaginacje.

3)Nie należy wyznań SYNA rozpatrywać jako wyżalania się ojcu. Mają one raczej charakter filozoficzny, bohater niejako mówi sam do siebie i przed sobą siebie gani i rozgrzesza.

 

Akt I

 

Scena I

 

Pokój. Po lewej niewielki stół przy którym siedzi OJCIEC. Na stole popielniczka. Drugie krzesło, bliżej środka scen,y puste. SYN stoi na środku.Światło przytłumione.

 

SYN
Otóż chciałem porozmawiać… A w zasadzie powiedzieć…
(patrzy wymownie w stronę OJCA)

OJCIEC(wpatrzony w przestrzeń twarzą do widza, zmęczone spojrzenie, nic nie mówi)

SYN
Nie chciałem z tym iść do księdza. Nie dlatego że się bałem, nie. Myślę że to on mógłby się przerazić, a lubię wikarego, lubię… To chyba wymaga ojcowskiej ręki, pańskiego bata! Zresztą… Nie wiem. Sam do końca tego nie pojmuję. Musisz mi pomóc
…(chwila ciszy)

OJCIEC(milczy)

SYN
Nie pamiętam w którym momencie to zrozumiałem. Chryste ja nie zrozumiałem! Tylko przyjąłem do wiadomości. Chciałem walczyć! Przysięgam Ci na Boga, Pana naszego walczyłem!
(z lekkim fanatyzmem)

OJCIEC(zapala papierosa, dalej milczy)

SYN
Chyba zaczęło się od olimpiady losów żołnierza polskiego.Pamiętasz jaki wracałem szczęśliwy z kółka historycznego? Jaki żywy i pełen chęci?!
(z rozmażeniem) dotykał mnie…

PROFESOR(pojawia się na scenie, kładzie ręce na ramionach stojącego do niego tyłem SYNA, jakby lekko masując mu je)

SYN(jakby w ekstazie)
Profesor był genialny, na początku myślałem, że chodzi o to jak prowadzi lekcje, że to mnie tak fascynuje. Ale dotyk! (już spokojniej)On nie był inny. Miał żonę, dziecko. A ja za każdym razem pragnąłem tylko tego żeby się choć o niego otrzeć. Żeby te dłonie mnie koiły. W połączeniu z jego intelektem był niezłą partią(śmieje się nienaturalnie). Z czasem zrobił się stary, niedołężny.Przeszedł na emeryturę. Ale wtedy, właśnie wtedy zacząłem się zastanawiać.

PROFESOR(przyjacielsko klepie SYNA po plecach i z kwaśną miną powoli wychodzi)

OJCIEC(milczy)

SYN
I oglądałem ich. Zachłannie wchłaniałem ciała. To było dziwne, nienormalne. Nie chciałem. Modliłem się każdego pieprzonego dnia, żeby przestać o nich wszystkich myśleć.Brzydziłem się siebie. Wymiotowałem swoim istnieniem. Chudłem. Pamiętasz? Lekarz mówił, że to stres, zła dieta. Myślałeś że chodzi o narkotyki
(wybucha śmiechem).

 

Scena II

 

SYN
Było coraz gorzej. Dojrzewałem. Miałem młodzieńcze potrzeby… a raczej ciało domagało się podniety. Obrzydzało mnie dotyklanie samego siebie. Chciałem ich męskich rąk. Spojrzeń. Był właśnie taki jeden. Pływak
(ledwo widoczny uśmiech)

(Na scenie pojawia się PŁYWAK, obcisłe spodnie, kolorowy t-shirt, staje obok SYNA, żuje gumę, nonszalacki)(Światło skoncentrowane na PŁYWAKU i SYNU)

SYN(obejmuje PŁYWAKA w pasie)
Piękno. Jędrne pośladki, umięśnione nogi. Apollo z nieba zstąpił prosto tu do mnie. Żywy! Osobiście! Chciałem go brać tam na zawodach, rzucić się do wody i go posiąść!
(roztargniomy odsuwa PŁYWAKA)
Nienawidziłem go! Drania! Cham i prostak, świnia! Świnia! (spluwa na nogi pływakowi) Świnia! (krzyczy bardzo głośno) Ale mnie kręcił…

OJCIEC(zapala kolejnego papierosa)

SYN
Ostatecznie nie odezwałem się do niego ani słowem. Był tępakiem. Tak głupi!
(patrzy w ziemię z uśmiechem i ociera twarz ręką). Nawet nie wiedział kto to Platon, rozumiesz? Platon! Nie jakiś Schopenhauer! Platon!
Kompletny debil… Frustracja! Że do takiego idioty ciągnęło! Choć fizycznie… Doskonały…

PŁYWAK(puszcza oko do kogoś z widowni, macha ręką i wychodzi)

SYN( mówiąc do ziemi)
Godny pożałowania incydent…

(Światło wraca do poprzedniego stanu, przytłumione)

SYN(z zaangażowaniem)
Zresztą często mam wrażenie… Filozofia. Czy czasem nie przez Antyk? Właśnie Platon! Bohater mistrz jego Sokrates. Uczta… Jak ja się zaczytywałem w Uczcie, tato! Ty mi ją dałeś, ja zafascynowany Nietschem. Modernizm! Lubowałem się w tych polemikach z kościołem, swoją wiarą, Mówiłeś żeby sięgnąć do korzeni! Oburzałem się ich pojmowaniem miłości! Jednak… Teraz… Jestem postacią z Uczty…

OJCIEC(pod nosem, do siebie, nawet nie patrząc na Syna)
Uczta…

SYN(głośno)
Tak! Tak! Uczta właśnie! Ale nie tylko to! Białoszewski! Pies go drapał! Geniusz! Mój geniusz! Tato, prosiłem Cię żebyś czytał mi do snu! Pamiętniki! Oderwanie się od nudy! Sposób pisania! A potem wiersze! W nich już było widać…(ze złością) Dlaczego on musiał być gejem? Dlaczego?! Koncept! Białoszewski miał pomysł! Anakoluty! Bez strachu przed pisaniem! Musiał być pedałem! Musiał mi to zrobić i być pedałem!(wali ręką w stół)

OJCIEC(do siebie)
Białoszewski…

Scena III

 

SYN(zakłopotany)
Co do dziewcząt…

„Z mych pocałunków szata twej nagości,
Z warg mych na niej purpurowe róże,
W które cię stroić nigdy nie znużę,
Tknąć ciebie kwiatom broniąc w ust zazdrości!

Z zachwytów moich kadzidła wonności,
Co owieją cię w uwielbień chmurze!
Z dumy mej tobie stopień i podnóże,
I hołdowniczy kobierzec miłości!

Na swojej skroni twoje stopy noszę
Jako niewolnik pełne kwiatów kosze...
Ugięty klęczę i powstać się boję!

Na czole stopy twoje obnażone
Dzierżę jak żywych klejnotów koronę,
Bo na twych stopach chodzi szczęście moje!” 1

Staff. Nauczyłem się kiedyś na pamięć… Szczerze chciałem się zakochać! Pragnęło tego moje serce. Szukałem pośród chłopięcych twarzy tych dziewczęcych. Próżno. Nie znalazłem duszy! Może były wyjątki, miały coś w sobie… Ale na ogół nic. Pustka. Nieme spojrzenia w eter. Zalotne. Ale co to? Żadnego, choćby najmniejszego drgnięcia, poruszenia w sercu. Bezsens. Zupełny brak podniecenia.

(na scenie pojawiają się dwie DZIEWCZYNY ubrane w krótkie obcisłe sukienki, stają każda po innej stronie SYNA, światła punktowe na całą trójkę, filuterna muzyka, nie za głośno)

SYN(obejmuje obie DZIEWCZYNY i szeroko się uśmiecha)
Wskazując kolejno na nogi, biodra, piersi, te ostatnio chwytając
Nie podnieca mnie to… to… ani to… Nie podnieca mnie. Tak po prostu. Nie chcę pomacać. Pobawić się.

DZIEWCZYNY(całują SYNA każda w policzek i wychodzą)

OJCIEC(zapala kolejnego papierosa)

(muzyka cichnie, światło wraca do poprzedniego stanu)

 

Scena IV

 

(Werble, rozjaśnienie sceny)

SYN
I wtedy wśród tej totalnej beznadziei. Kiedy byłem już na skraju załamania. Mdliło mnie i rzucało o ściany jak wściekłego psa. Koszmar. Czułem się jak Jekyll ze swoją osobowością Hyde’a. Tak, tak rozerwany na skraju dwóch umysłów! Racjonalnego i wyuzdanego. …W końcu pochodzę z dobrego domu czyż nie?
(szaleńczo) Owszem Jekyllku, ale to ja jestem twoją prawdziwą naturą. Ty potrzebujesz męskiej inteligencji i męskiego ciała zarazem… (już normalnie)

Przez Boga wysłany apostoł
Co rozświetla mrok i daje jasność
Ten co kruszy strach
W imię Trójcy przenajświętszej
Do mnie zbłąkanego
Zatrutego
Lecz nie ukojenie przynosi
Rozpalenie

WIKARY(trochę nieśmiało wchodzi na scenę, rozgląda się wokół siebie)

(cichną werble zakończone pojedynczym uderzeniem)

OJCIEC(spogląda z ukosa na WIKAREGO)

WIKARY(lekko wystraszony staje obok SYNA)

SYN
I jest… On. Nasz wikary. Dwa miesiące temu przyszedł do parafii. Jako gorliwy katolik i osoba zaangażowana chciałem go lepiej poznać. Udowodnić sobie, że to kolejny głupi ksiądz, z którym nie będzie się dało rozmawiać. Niezorientowany młodziak, nieumiejący odpowiedzieć na moje pytania. Niezdolny do poruszania teologicznych problemów, odsyłający natrętnych do biblii. Ale…

i nie wódź nas na pokuszenie
ale nas zbaw od złego Amen…

WIKARY(siada przy stole)

OJCIEC(zapala kolejnego papierosa)

SYN
Dzięki niemu uwierzyłem jeszcze mocniej! Jeszcze bardziej pokochałem swoją religię! Mogłem z nim rozmawiać całe wieczory! O Tomaszu z Akwinu, Franciszku z Asyżu, reformacjach, synodach! …Przy okazji był… jest… ładny, młody pociągający. Wikary… Tato… ja nie wiem… nie umiem. Moje oddanie Bogu… w połączeniu z tym zboczeniem! Ja autentycznie go pokochałem
( upada na kolana, zwrócony w stronę WIKAREGO) Jego słowa, myśli, twarz dłonie! Boję się tato!

OJCIEC(nadal pozostaje niewzruszony)

SYN(z frustracją w stronę OJCA)
Powiedz coś! Błagam cię! Co ja mam robić?

OJCIEC(powoli wstaje, podchodzi do syna i nachyla się nad nim)
(z pełnym spokojem i opanowaniem)Spierdalaj.

(rozbrzmiewa Etiuda Rewolucyjna Chopina, OJCIEC schodzi ze sceny, WIKARY i SYN pozostają na swoich miejscach, światło bardzo powoli gaśnie do zupełnej ciemności)

 

 

K U R T Y N A

 

 

 

 

1W utworze został wykorzystany wiersz Leopolda Staffa „Adoracja”